Wiele osób pyta mnie o szkołę Hillsong – co tam się robi,
jak wyglądają zajęcia, czego ja się tam nauczyłam. Spróbuję chociaż częściowo odpowiedzieć
na te pytania, ale że trudno wszystko właściwie OPISAĆ słowami, postanowiłam POKAZAĆ
Wam tutaj część tego, co się robi... :)
Zacznę od ostatniego pytania. Myślę, że nauczyłam się trochę
inaczej myśleć. "Rozszerzył" mnie ten ostatni rok. Zderzyłam się z
innością w wielu odmianach i musiałam sobie z tym poradzić. Nie opisuję tu,
czego się nauczyłam w samej szkole, bo myślę, że właśnie zmiana myślenia to
najcenniejsza nauka całego pobytu w Australii.
Co tam się robi? Między innymi sporo się słucha i notuje, dyskutuje
i omawia, robi się zadania domowe, "wolontariuszuje" się i uczestniczy w życiu kościoła.
Zajęcia są różne – od wykładów po warsztaty. Tutaj właśnie
chciałam trochę więcej o warsztatach powiedzieć. Otóż ludzie z "worshipu"
byli podzieleni w taki sposób, że każda klasa stanowiła zespół (Mela i ja po
przesłuchaniach trafiłyśmy do tej samej klasy). W naszej grupie było aż 18
wokalistów! W każdy poniedziałek od 6 do 9 wieczorem mieliśmy warsztaty
muzyczne. W pierwszym semestrze warsztaty polegały na przygotowaniu występu –
każdy wokalista dostał z góry przydzieloną piosenkę do zaśpiewania jako wokal
główny i jedną lub dwie jako wokal pomocniczy. A zespół musiał nauczyć się grać
wszystkie osiemnaście utworów :) W drugim semestrze za to mieliśmy warsztaty z
pisania piosenek. Jednym z naszych zadań było współ-napisanie piosenki
uwielbieniowej. Zostaliśmy odgórnie podzieleni w pary. Mi trafiła się współpraca z kolegą z Nowej
Zelandii o imieniu Tama, który, jak się okazało, jest w 1/8 Polakiem ;)
To było ciekawe doświadczenie. Zanim cokolwiek napisaliśmy,
ustaliliśmy, o czym ma być piosenka. Zgodziliśmy się, żeby ukazać te dwie
strony Bożej natury – z jednej strony wszechmoc, świętość i mądrość, a z
drugiej miłość, łagodność, bliskość. Na początku za bardzo nam nie szło, więc
robiliśmy sobie wprawki – pisaliśmy osobno cztery wersy o byle czym (pamiętam
jeden wierszyk o bucie i jeden o pianinie), potem wymienialiśmy się karteczkami
i musieliśmy na poczekaniu wymyślić do tego melodię. Fajna zabawa, sporo
śmiechu było, ale nie bardzo nam to pomogło w pisaniu piosenki zaliczeniowej ;)
Długa była droga od pierwszej koncepcji do ostatecznej wersji. Tak teraz
policzyłam, że mam folder z 17 plikami tekstowymi dotyczącymi słów tej piosenki.
Bo ostatecznie podzieliliśmy się zadaniami – ja miałam napisać tekst, Tama
melodię. Spotkaliśmy się ze potem ze wstępnymi wersjami i razem już dopracowaliśmy
całość.
W zadaniu liczył się przede wszystkim tekst i melodia. Trzeba
było nagrać piosenkę z akompaniamentem przynajmniej pianina albo gitary, ale aranżacja
i jakość nagrania nie były brane pod uwagę, bo też mało kto miał szansę zrobić
to profesjonalnie. My najpierw nagraliśmy pianino (w kościele w kilku miejscach
są pianina, których można używać, jeśli się nikomu nie przeszkadza). Tama grał,
obok stał laptop, na który to się nagrywało, a ja pilnowałam, żeby nikt tamtędy
przez tę chwilę nie przechodził ;) Potem trochę w szkole i trochę w domu dogrywaliśmy
wokale. Bez mikrofonów, prosto na laptopa. Już prawie kończyliśmy, kiedy nagle,
bez ostrzeżenia, wyłączył się nam komputer... Ostatnia zapisana wersja była
sprzed paru godzin, więc mieliśmy dużo pracy do nadrobienia. Tak, tak, takie momenty
sprawdzają ludzką cierpliwość. Byliśmy już mocno zmęczeni pracą, ale jeszcze
tego samego dnia udało nam się skończyć nagrywanie.
No, więc skoro już znacie historię tej piosenki, to tu i
teraz możecie jej posłuchać – w tej niedoskonałej wersji, z moim niedoskonałym
akcentem :) Tak wyglądała część pracy zaliczeniowej z warsztatów muzycznych. I to
jest ta praktyczna odpowiedź na pytanie, co tam się robi. A częściowo również odpowiedź
na pytanie, czego się nauczyłam, bo pewnie wiecie, że w Emensis to Mela pisze
teksty, ja je co najwyżej poprawiam ;) Swojej piosenki nie napisałam (albo może
inaczej: nie dokończyłam) chyba żadnej. Dlatego to, co Wam przedstawiam, to w
pewnym sensie krok naprzód – pierwsza skończona piosenka, chociaż współpisana.
No dobrze, zostawiam Was już z nagraniem. Dodałam słowa, żeby łatwiej było
zrozumieć, o czym śpiewamy (bo jeśli nawet zna się angielski, jakość nagrania
skutecznie utrudnia zrozumienie). Enjoy!
4 razy skomentowano / Dodaj swój komentarz
:
z przyjemnością przed snem przypomniałam sobie tę piosenkę
Wow, Maja, możesz być z siebie dumna! I pewnie jesteś :) Pozdrowienia
Podoba mi sie bardzo:)
Im dłużej słucham tym bardziej mi się podoba:)ma coś w sobie ta piosenka:) podoba mi się!!!
Prześlij komentarz
Zachęcamy do komentowania naszych wpisów! :)
Pozdrawiamy - Emensis'y :)
Ważne! W polu "komentarz jako" należy wybrać opcję "Nazwa/adres URL", a następnie w polu "Nazwa" wpisać swoje imię bądź nick. Pole "URL" można pominąć.