'A GLIMPSE' OF HILLSONG COLLEGE

wtorek, 17 lipca 2012

Wiele osób pyta mnie o szkołę Hillsong – co tam się robi, jak wyglądają zajęcia, czego ja się tam nauczyłam. Spróbuję chociaż częściowo odpowiedzieć na te pytania, ale że trudno wszystko właściwie OPISAĆ słowami, postanowiłam POKAZAĆ Wam tutaj część tego, co się robi... :)
Zacznę od ostatniego pytania. Myślę, że nauczyłam się trochę inaczej myśleć. "Rozszerzył" mnie ten ostatni rok. Zderzyłam się z innością w wielu odmianach i musiałam sobie z tym poradzić. Nie opisuję tu, czego się nauczyłam w samej szkole, bo myślę, że właśnie zmiana myślenia to najcenniejsza nauka całego pobytu w Australii.
Co tam się robi? Między innymi sporo się słucha i notuje, dyskutuje i omawia, robi się zadania domowe, "wolontariuszuje" się  i uczestniczy w życiu kościoła.
Zajęcia są różne – od wykładów po warsztaty. Tutaj właśnie chciałam trochę więcej o warsztatach powiedzieć. Otóż ludzie z "worshipu" byli podzieleni w taki sposób, że każda klasa stanowiła zespół (Mela i ja po przesłuchaniach trafiłyśmy do tej samej klasy). W naszej grupie było aż 18 wokalistów! W każdy poniedziałek od 6 do 9 wieczorem mieliśmy warsztaty muzyczne. W pierwszym semestrze warsztaty polegały na przygotowaniu występu – każdy wokalista dostał z góry przydzieloną piosenkę do zaśpiewania jako wokal główny i jedną lub dwie jako wokal pomocniczy. A zespół musiał nauczyć się grać wszystkie osiemnaście utworów :) W drugim semestrze za to mieliśmy warsztaty z pisania piosenek. Jednym z naszych zadań było współ-napisanie piosenki uwielbieniowej. Zostaliśmy odgórnie podzieleni w pary.  Mi trafiła się współpraca z kolegą z Nowej Zelandii o imieniu Tama, który, jak się okazało, jest w 1/8 Polakiem ;)
To było ciekawe doświadczenie. Zanim cokolwiek napisaliśmy, ustaliliśmy, o czym ma być piosenka. Zgodziliśmy się, żeby ukazać te dwie strony Bożej natury – z jednej strony wszechmoc, świętość i mądrość, a z drugiej miłość, łagodność, bliskość. Na początku za bardzo nam nie szło, więc robiliśmy sobie wprawki – pisaliśmy osobno cztery wersy o byle czym (pamiętam jeden wierszyk o bucie i jeden o pianinie), potem wymienialiśmy się karteczkami i musieliśmy na poczekaniu wymyślić do tego melodię. Fajna zabawa, sporo śmiechu było, ale nie bardzo nam to pomogło w pisaniu piosenki zaliczeniowej ;) Długa była droga od pierwszej koncepcji do ostatecznej wersji. Tak teraz policzyłam, że mam folder z 17 plikami tekstowymi dotyczącymi słów tej piosenki. Bo ostatecznie podzieliliśmy się zadaniami – ja miałam napisać tekst, Tama melodię. Spotkaliśmy się ze potem ze wstępnymi wersjami i razem już dopracowaliśmy całość.
W zadaniu liczył się przede wszystkim tekst i melodia. Trzeba było nagrać piosenkę z akompaniamentem przynajmniej pianina albo gitary, ale aranżacja i jakość nagrania nie były brane pod uwagę, bo też mało kto miał szansę zrobić to profesjonalnie. My najpierw nagraliśmy pianino (w kościele w kilku miejscach są pianina, których można używać, jeśli się nikomu nie przeszkadza). Tama grał, obok stał laptop, na który to się nagrywało, a ja pilnowałam, żeby nikt tamtędy przez tę chwilę nie przechodził ;) Potem trochę w szkole i trochę w domu dogrywaliśmy wokale. Bez mikrofonów, prosto na laptopa. Już prawie kończyliśmy, kiedy nagle, bez ostrzeżenia, wyłączył się nam komputer... Ostatnia zapisana wersja była sprzed paru godzin, więc mieliśmy dużo pracy do nadrobienia. Tak, tak, takie momenty sprawdzają ludzką cierpliwość. Byliśmy już mocno zmęczeni pracą, ale jeszcze tego samego dnia udało nam się skończyć nagrywanie.
No, więc skoro już znacie historię tej piosenki, to tu i teraz możecie jej posłuchać – w tej niedoskonałej wersji, z moim niedoskonałym akcentem :) Tak wyglądała część pracy zaliczeniowej z warsztatów muzycznych. I to jest ta praktyczna odpowiedź na pytanie, co tam się robi. A częściowo również odpowiedź na pytanie, czego się nauczyłam, bo pewnie wiecie, że w Emensis to Mela pisze teksty, ja je co najwyżej poprawiam ;) Swojej piosenki nie napisałam (albo może inaczej: nie dokończyłam) chyba żadnej. Dlatego to, co Wam przedstawiam, to w pewnym sensie krok naprzód – pierwsza skończona piosenka, chociaż współpisana. No dobrze, zostawiam Was już z nagraniem. Dodałam słowa, żeby łatwiej było zrozumieć, o czym śpiewamy (bo jeśli nawet zna się angielski, jakość nagrania skutecznie utrudnia zrozumienie). Enjoy!


4 razy skomentowano / Dodaj swój komentarz

:

badziusia pisze...

z przyjemnością przed snem przypomniałam sobie tę piosenkę

SM-Resist pisze...

Wow, Maja, możesz być z siebie dumna! I pewnie jesteś :) Pozdrowienia

Mery pisze...

Podoba mi sie bardzo:)

Asia pisze...

Im dłużej słucham tym bardziej mi się podoba:)ma coś w sobie ta piosenka:) podoba mi się!!!

Prześlij komentarz

Zachęcamy do komentowania naszych wpisów! :)
Pozdrawiamy - Emensis'y :)

Ważne! W polu "komentarz jako" należy wybrać opcję "Nazwa/adres URL", a następnie w polu "Nazwa" wpisać swoje imię bądź nick. Pole "URL" można pominąć.